Po gościnnym przyjęciu przez Siostry Franciszkanki nadszedł czas na zwiedzanie okolicy. Widoki z misji powalały, jednocześnie kusząc do jak najszybszego wyjścia poza mury. Nasze chęci poznania sąsiednich wzgórz, wiosek, knajp, misji, placów oraz ich mieszkańców i bywalców zostały zaspokojone po części już w piątek.
Pierwsze kroki skierowaliśmy w kierunku Kibeho i tamtejszego sanktuarium. Po krótkim pobycie w tym, jednym z najważniejszych miejsc dla chrześcijaństwa w Afryce, odbyliśmy niezapowiedzianą wizytę u Pallotynów oraz zatrzymaliśmy się nad butelką piwa w Sinai Barze. 700 franków rwandyjskich za butelkę miejscowego specyfiku wypitą w knajpie wieczorem mogło tylko pobudzić nasze zmysły do dalszych działań, zwłaszcza, że świętowaliśmy tego dnia kolejną rocznicę urodzin Gośki.
Następna okazja do wypadu poza szkołę nadarzyła się już w sobotę. Siostra Jana zabrała nas na objazd po okolicznych wzgórzach służbową Toyotą.
Wtedy to nie tylko mogliśmy przekonać się jak mocny silnik ma auto wdrapując się na strome ściany pobliskich wzniesień, ale i podziwiać niesamowite widoki rozpościerające się ze wzgórz wokół Kibeho. Niesamowita jest rwandyjska zdolność do zagospodarowania nawet najbardziej stromych stoków pod pola uprawne lub wypas bydła bądź kóz. A widok taki jest w tym regionie absolutnie dominujący.
Banany, sorgo, eukaliptusy i wiele więcej gatunków roślin uprawnych i dzikich, których nazwy pozostają przynajmniej na razie dla nas enigmatyczne rozsiane są w każdym zakątku tej krainy. Pośród nich zarówno na szczytach, jak i stokach wzgórz rozsiane są malowniczo położone wioski, przysiółki i samotne chaty.
Młody Rwandyjczyk podczas wypału na ściernisku
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz